Dla jednych to sposób na chwilowe przetrwanie, na „jakieś” zajęcie w obcym kraju, na czasowe dorabianie sobie do czynszu – dla innych to całe ich życie, pasja, miłość i chleb powszedni – zawód kucharz!
Można powiedzieć, że piękny zawód. Bo to prawda!
Zaraz po lekarzu pierwszego kontaktu zawód, który jest jedną z najbardziej intymnych relacji między ludźmi.
.
Kucharz gotuje nam posiłek – ufamy mu, że robi to jak należy, że zawsze korzysta ze świeżego produktu, że zawsze ma czyste stanowisko pracy i że zawsze zadba do perfekcji o najlepszy smak, zapach i wygląd.
.
Niby proste – wrzuć do garnka, dodaj kilka rzeczy, zagotuj, wymieszaj.. To tylko chwile.
Żadna filozofia.. przecież są receptury, zdjęcia…
.
Teraz każdy Franek i każda Helena uważa się za świetnych kucharzy. mają dostęp do YouTube i internetowych receptur. Oglądają Master Chefa i Godzillę z „Rewolucji” – uważają nawet, że są lepsi od tych w restauracjach!
.
Każdy w domu robi sushi, piecze chleb i parzy krewety w koprowo-cytrynowym bulionie.
O najlepszej „paście z tuńczykiem” na świecie – nie wspomnę.
Każdy to może i każdy uważa a nawet jest pewien, że byłby świetnym restauratorem, szefem, kreatorem. To przecież może robić każdy!
.
Tylko, że każdy z nich robi to od wielkiego dzwonu. W weekend dla przyjaciół, w urodziny dla mamy czy na randkę dla ukochanej osoby.
.
To takie łatwe! Otworzyć restauracje, kawiarnię, czy cukiernie – czysta przyjemność i chil. Nic prostszego, prawda?
.
Ktoś mnie kiedyś zapytał – jaki inny zawód porównałbym z kucharzem, piekarzem czy cukiernikiem?
Który fach jest do nich podobny i wymaga podobnej sprawności fizycznej, siły i cierpliwości?
Hmm – odpowiem Wam – ten zawód to górnik.
.
Idziesz na swoją „szychtę”, przebierasz się w mundur i non stop – często przez 11-14 godzin w ciągu dnia z przerwą na posiłek (lub nie) zjadany z reguły na stojąco zasuwasz jak w kopalni.
Zdarza się, że nie wychodzisz z tej kuchni przez cały dzień – chyba, że do toalety.
Pracujesz w wysokiej temperaturze, dymie, oparach. Często działając na starym zdezolowanym sprzęcie i w ogromnym hałasie. Kiedy pytasz o nowszą wersję , słyszysz – zapracuj!
.
Prawie cały czas coś robisz, tworzysz, pilnujesz i doglądasz jednocześnie patrząc na drukarkę bonów aby znowu nie oszalała i wszyscy nie przyszli w tej samej, jednej chwili.. choć i tak przyjdą.
.
Przyjęli Ciebie do pracy obiecując świetne warunki, super „social”, fajne uniformy a przede wszystkim świetną atmosferę.
.
Tymczasem nie ma kiedy napić się kawy, obiecany prysznic pracowniczy nie posiada słuchawki i jest zastawiony kegami od Żywca na zmianę z kartonowymi opakowaniami na take-away.
.
Niby w kontrakcie masz personalny posiłek ale w momencie kiedy chwyciłeś za talerz wychodzi właśnie kolejny bon na sale..
Nic się nie stało – wrzucisz za pół godziny obiad z talerzem do mikroweli i będzie Wersal – dokończysz posiłek stojąc, oparty o blat wpatrując się w wyświetlacz na piecu aby gnatów nie spalić.
.
Miała być świetna atmosfera.
Ukraińcy prawie się nie odzywają – patrzą tylko jak odbija im się kolejna godzina i kolejna ich dniówka bije w portfel. Nie dla wszystkich ale dla większości z nich czas to tylko pieniądz – nie mieszają tych pojęć z jakością i wydajnością.
Oni tu nie przyjechali dla pasji i rozwoju zawodowego.
.
Hindus ze zmywaka też się nie odzywa – nawet kiedyś próbował ale i tak go nikt nie rozumie a zakompleksiony garmażer w wytatuowaną „Polską Walczącą” na ramieniu nie znający żadnego obcego języka pastwi się na nim jak tylko może wyzywając od „ciapatych” i „pastowanych”. Zabawne – prawda?
Gdzieś na świecie to kryminał – tutaj szarość dnia codziennego.
.
Nikogo tak naprawdę nie obchodzi fakt, że chłopak z dalekiego lądu czuje się samotny w obcym kraju, ma daleko stąd żonę i dzieciaki, tęskni za nimi cholernie. Pewnie zobaczy cała gromadę nie szybciej jak za jakiś rok lub półtora, kiedy zarobi na samolot. Co prawda w swoim kraju skończył studia i mówi w trzech językach.. tutaj nikogo to nie obchodzi.
.
Atmosfera jaka jest każdy widzi.
Kilku „młodych” po szkole jeszcze pełnych energii, nowych kolegów ze zmiany walczy z ciekłym azotem i „ziemią” z buraka aby zaimponować właścicielowi lokalu – może ich w końcu zauważy i zdecyduje się na wprowadzenie tej radosnej twórczości do karty.
Szkoda, że żaden z nich poza piankami i gazem nie opanował jeszcze przygotowywania wywaru z kości na demi-glace ani nie ma pojęcia jak nastawić zwykły rosół – ale od Milenialsów mniej się teraz wymaga. Podobno objętość mózgu mają inną.
,
Upływa kolejna godzina po godzinie w totalnym biegu i hałasie.
Jest nas mniej bo oszczędności, bo miejsca na kuchni mało.
Między jednym a drugim bonem z zamówieniem na sale przygotowujemy coś na jutrzejszy catering i dzisiejsze wieczorne wywozy. No i żona szefa zamówiła ciasto i schab na przyjazd teściowej.
.
Ktoś dostał „głupawki” – śmieje się i wydurnia rozsypując zioła i śliwki rzucając w pomoce pestkami. Pani na „pierogach” właśnie zasłabła.. bo nie daje już emerytka rady. To już kolejny raz i całkowicie kontrolowana „normalka”. Kiedyś, zawsze były tam dwie – teraz podobno już nie trzeba i jedna musi ogarnąć.
.
Na sali usiadł właściciel. Wszystkie ręce na pokład!
Jesteśmy w kraju nad Wisłą zatem inni Goście już idą na drugi plan!
Wszedł Pan i władca!..
Zamówił steka. Wczoraj i przedwczoraj też go zamawiał i to z najlepszej wołowiny.
.
Pewnie jak zwykle będzie manko w wołku jeżeli tego w końcu ktoś dobrze nie podliczy i nikt nie odpisze ze stanu magazynu.
Znów przy wypłacie usłyszymy że kradniemy i nikt niczego nie kontroluje.
Przecież Pan i władca pamięta tylko swój ostatni posiłek.
.
Pieniądze.
W pandemii nie było roboty.
Siedzieliśmy przy Neflixie i kamerkach z rodziną bez nadziei na cokolwiek. Kumple z dawnej pracy zaczęli hulać Uberem a Ci na kredytach obsługiwali paczkomaty.
Jak tylko otworzyły się knajpy to każdy właściciel tylko podbijał cenę aby nas wyrwać do swojego lokalu.
.
Czuliśmy się świetnie, wręcz bosko! Jak super towar najwyższej jakości, jak ciepłe bułki w piekarni o weekendowym poranku. Obiecali. Oj obiecali… dużo. Akceptowali każde nasze warunki.
.
Pieniądze fajne.
Musieliśmy się jednak zgodzić na te oczywiste i mniej oczywiste. Jedne wchodzą na konto a drugie wchodzą w kopercie.
Jak dostajemy te drugie to często słyszymy jacy jesteśmy drodzy i jak jest wszystkim ciężko. Jakie teraz są niedobre czasy. Brzmi to jak sugestia, że coś nam się nie należy, hmm może faktycznie przeginamy?
.
Wyciągając dłoń po wypłatę stopniowo łapiemy wyrzuty sumienia, jakby nigdy nie było tej cudownej oferty na początku i ustaleń, obietnic, fajerwerków i schłodzonego szampana przy dobrym utargu…
Zapominamy o pracy w parze, dymie i gorączce.. jest źle, Nikt nas już nie chwali za zarwane noce, nikt nie dziękuję ..bo jesteśmy tacy trudni w utrzymaniu..
.
Kończymy dzień.
Szef Kuchni snuje się po magazynach i spisuje zamówienia na jutro. Zmywaki tłuką wynalazki.
Myjemy blaty, noże.. Włączamy piec na „program z myciem”.
Nagle dźwięk drukarki. Przyszli znajomi szefa. Ech..!
Nie wolno im odmawiać. Odpalamy indukcje i już wiemy, że na ten nocny autobus co zwykle nie mamy co liczyć.
Siedzą. Przeginają. Bawią się.
W każdej chwili mogą coś zamówić. każdy boi się podejść po ostatnie zamówienie. Po prostu czekamy aż wyjdą..
.
Wpada kelner z zaczerwienionymi oczami. Mówi, że już nie daje rady bo to jego czwarty dzień z rzędu. Wymienił się „wolniakiem” z kumplem, który chciał pojechać z żoną na kajaki. Mieli się wymienić i ten też liczy na 4 dni szczęścia – chociaż przez jeden będzie raczej spał. O urlopy nawet nikt nie pyta.. bo ludzi brak – tyle Twojego co się wymienisz z kimś z drugiej zmiany.
.
Kelner ze zmęczonymi oczami wyciąga jakiś biały proszek.. nie chcemy tego oglądać.. Odwracam głowę.
Myjemy podłogi, domykamy okna. Wyszli. Można się zbierać. Druga w nocy.
Ech..i na drugi nocny autobus nie ma co liczyć.
Jeszcze zdążymy z chłopakami piwko wypić na przystanku. Cala nasza radość z życia!
.
Odbijamy kartę jak na kopalni. Idziemy do szatni.
Prysznic nieczynny, zastawiony. Przecieramy się wilgotnymi chusteczkami.
Koszula i do domu.
.
Po drodze mijamy zgarbionego managera sali zliczającego skręty z fiskala i terminali kart. Chłopina posiedzi do trzeciej jak nic.
No dobrze teraz szybko do domu, spać bo rano znów tutaj na 10.00.
.
Wchodzimy po cichu do przedpokoju.. wszyscy już śpią. Nie pożartujemy przy kolacji jak to w rodzinach bywa a na wspólne śniadanie nas nie obudzą bo będzie im nas żal..
Kucharz – jedno proste słowo… zwykły prosty fach.
O autorze:
Maciej Rogowski – od 31 lat aktywnie w gastronomii, rekruter profesjonalistów na rynku HoReCa, były dyrektor hoteli, szef kuchni, Food & Beverage manager. Szkoleniowiec. Właściciel Berio Consulting / FB @berioconsulting