Kucharz – jedno proste słowo

0
3499

Dla jednych to sposób na chwilowe przetrwanie, na „jakieś” zajęcie w obcym kraju, na czasowe dorabianie sobie do czynszu – dla innych to całe ich życie, pasja, miłość i chleb powszedni – zawód kucharz!

Można powiedzieć, że piękny zawód. Bo to prawda!
Zaraz po lekarzu pierwszego kontaktu zawód, który jest jedną z najbardziej intymnych relacji między ludźmi.
.
Kucharz gotuje nam posiłek – ufamy mu, że robi to jak należy, że zawsze korzysta ze świeżego produktu, że zawsze ma czyste stanowisko pracy i że zawsze zadba do perfekcji o najlepszy smak, zapach i wygląd.
.
Niby proste – wrzuć do garnka, dodaj kilka rzeczy, zagotuj, wymieszaj.. To tylko chwile.
Żadna filozofia.. przecież są receptury, zdjęcia…
.
Teraz każdy Franek i każda Helena uważa się za świetnych kucharzy. mają dostęp do YouTube i internetowych receptur. Oglądają Master Chefa i Godzillę z „Rewolucji” – uważają nawet, że są lepsi od tych w restauracjach!
.
Każdy w domu robi sushi, piecze chleb i parzy krewety w koprowo-cytrynowym bulionie.
O najlepszej „paście z tuńczykiem” na świecie – nie wspomnę.
Każdy to może i każdy uważa a nawet jest pewien, że byłby świetnym restauratorem, szefem, kreatorem. To przecież może robić każdy!
.
Tylko, że każdy z nich robi to od wielkiego dzwonu. W weekend dla przyjaciół, w urodziny dla mamy czy na randkę dla ukochanej osoby.
.
To takie łatwe! Otworzyć restauracje, kawiarnię, czy cukiernie – czysta przyjemność i chil. Nic prostszego, prawda?
.
Ktoś mnie kiedyś zapytał – jaki inny zawód porównałbym z kucharzem, piekarzem czy cukiernikiem?
Który fach jest do nich podobny i wymaga podobnej sprawności fizycznej, siły i cierpliwości?
Hmm – odpowiem Wam – ten zawód to górnik.
.
Idziesz na swoją „szychtę”, przebierasz się w mundur i non stop – często przez 11-14 godzin w ciągu dnia z przerwą na posiłek (lub nie) zjadany z reguły na stojąco zasuwasz jak w kopalni.
Zdarza się, że nie wychodzisz z tej kuchni przez cały dzień – chyba, że do toalety.
Pracujesz w wysokiej temperaturze, dymie, oparach. Często działając na starym zdezolowanym sprzęcie i w ogromnym hałasie. Kiedy pytasz o nowszą wersję , słyszysz – zapracuj!
.
Prawie cały czas coś robisz, tworzysz, pilnujesz i doglądasz jednocześnie patrząc na drukarkę bonów aby znowu nie oszalała i wszyscy nie przyszli w tej samej, jednej chwili.. choć i tak przyjdą.
.
Przyjęli Ciebie do pracy obiecując świetne warunki, super „social”, fajne uniformy a przede wszystkim świetną atmosferę.
.
Tymczasem nie ma kiedy napić się kawy, obiecany prysznic pracowniczy nie posiada słuchawki i jest zastawiony kegami od Żywca na zmianę z kartonowymi opakowaniami na take-away.
.
Niby w kontrakcie masz personalny posiłek ale w momencie kiedy chwyciłeś za talerz wychodzi właśnie kolejny bon na sale..
Nic się nie stało – wrzucisz za pół godziny obiad z talerzem do mikroweli i będzie Wersal – dokończysz posiłek stojąc, oparty o blat wpatrując się w wyświetlacz na piecu aby gnatów nie spalić.
.
Miała być świetna atmosfera.
Ukraińcy prawie się nie odzywają – patrzą tylko jak odbija im się kolejna godzina i kolejna ich dniówka bije w portfel. Nie dla wszystkich ale dla większości z nich czas to tylko pieniądz – nie mieszają tych pojęć z jakością i wydajnością.
Oni tu nie przyjechali dla pasji i rozwoju zawodowego.
.
Hindus ze zmywaka też się nie odzywa – nawet kiedyś próbował ale i tak go nikt nie rozumie a zakompleksiony garmażer w wytatuowaną „Polską Walczącą” na ramieniu nie znający żadnego obcego języka pastwi się na nim jak tylko może wyzywając od „ciapatych” i „pastowanych”. Zabawne – prawda?
Gdzieś na świecie to kryminał – tutaj szarość dnia codziennego.
.
Nikogo tak naprawdę nie obchodzi fakt, że chłopak z dalekiego lądu czuje się samotny w obcym kraju, ma daleko stąd żonę i dzieciaki, tęskni za nimi cholernie. Pewnie zobaczy cała gromadę nie szybciej jak za jakiś rok lub półtora, kiedy zarobi na samolot. Co prawda w swoim kraju skończył studia i mówi w trzech językach.. tutaj nikogo to nie obchodzi.
.
Atmosfera jaka jest każdy widzi.
Kilku „młodych” po szkole jeszcze pełnych energii, nowych kolegów ze zmiany walczy z ciekłym azotem i „ziemią” z buraka aby zaimponować właścicielowi lokalu – może ich w końcu zauważy i zdecyduje się na wprowadzenie tej radosnej twórczości do karty.
Szkoda, że żaden z nich poza piankami i gazem nie opanował jeszcze przygotowywania wywaru z kości na demi-glace ani nie ma pojęcia jak nastawić zwykły rosół – ale od Milenialsów mniej się teraz wymaga. Podobno objętość mózgu mają inną.
,
Upływa kolejna godzina po godzinie w totalnym biegu i hałasie.
Jest nas mniej bo oszczędności, bo miejsca na kuchni mało.
Między jednym a drugim bonem z zamówieniem na sale przygotowujemy coś na jutrzejszy catering i dzisiejsze wieczorne wywozy. No i żona szefa zamówiła ciasto i schab na przyjazd teściowej.
.
Ktoś dostał „głupawki” – śmieje się i wydurnia rozsypując zioła i śliwki rzucając w pomoce pestkami. Pani na „pierogach” właśnie zasłabła.. bo nie daje już emerytka rady. To już kolejny raz i całkowicie kontrolowana „normalka”. Kiedyś, zawsze były tam dwie – teraz podobno już nie trzeba i jedna musi ogarnąć.
.
Na sali usiadł właściciel. Wszystkie ręce na pokład!
Jesteśmy w kraju nad Wisłą zatem inni Goście już idą na drugi plan!
Wszedł Pan i władca!..
Zamówił steka. Wczoraj i przedwczoraj też go zamawiał i to z najlepszej wołowiny.
.
Pewnie jak zwykle będzie manko w wołku jeżeli tego w końcu ktoś dobrze nie podliczy i nikt nie odpisze ze stanu magazynu.
Znów przy wypłacie usłyszymy że kradniemy i nikt niczego nie kontroluje.
Przecież Pan i władca pamięta tylko swój ostatni posiłek.
.
Pieniądze.
W pandemii nie było roboty.
Siedzieliśmy przy Neflixie i kamerkach z rodziną bez nadziei na cokolwiek. Kumple z dawnej pracy zaczęli hulać Uberem a Ci na kredytach obsługiwali paczkomaty.
Jak tylko otworzyły się knajpy to każdy właściciel tylko podbijał cenę aby nas wyrwać do swojego lokalu.
.
Czuliśmy się świetnie, wręcz bosko! Jak super towar najwyższej jakości, jak ciepłe bułki w piekarni o weekendowym poranku. Obiecali. Oj obiecali… dużo. Akceptowali każde nasze warunki.
.
Pieniądze fajne.
Musieliśmy się jednak zgodzić na te oczywiste i mniej oczywiste. Jedne wchodzą na konto a drugie wchodzą w kopercie.
Jak dostajemy te drugie to często słyszymy jacy jesteśmy drodzy i jak jest wszystkim ciężko. Jakie teraz są niedobre czasy. Brzmi to jak sugestia, że coś nam się nie należy, hmm może faktycznie przeginamy?
.
Wyciągając dłoń po wypłatę stopniowo łapiemy wyrzuty sumienia, jakby nigdy nie było tej cudownej oferty na początku i ustaleń, obietnic, fajerwerków i schłodzonego szampana przy dobrym utargu…
Zapominamy o pracy w parze, dymie i gorączce.. jest źle, Nikt nas już nie chwali za zarwane noce, nikt nie dziękuję ..bo jesteśmy tacy trudni w utrzymaniu..
.
Kończymy dzień.
Szef Kuchni snuje się po magazynach i spisuje zamówienia na jutro. Zmywaki tłuką wynalazki.
Myjemy blaty, noże.. Włączamy piec na „program z myciem”.
Nagle dźwięk drukarki. Przyszli znajomi szefa. Ech..!
Nie wolno im odmawiać. Odpalamy indukcje i już wiemy, że na ten nocny autobus co zwykle nie mamy co liczyć.
Siedzą. Przeginają. Bawią się.
W każdej chwili mogą coś zamówić. każdy boi się podejść po ostatnie zamówienie. Po prostu czekamy aż wyjdą..
.
Wpada kelner z zaczerwienionymi oczami. Mówi, że już nie daje rady bo to jego czwarty dzień z rzędu. Wymienił się „wolniakiem” z kumplem, który chciał pojechać z żoną na kajaki. Mieli się wymienić i ten też liczy na 4 dni szczęścia – chociaż przez jeden będzie raczej spał. O urlopy nawet nikt nie pyta.. bo ludzi brak – tyle Twojego co się wymienisz z kimś z drugiej zmiany.
.
Kelner ze zmęczonymi oczami wyciąga jakiś biały proszek.. nie chcemy tego oglądać.. Odwracam głowę.
Myjemy podłogi, domykamy okna. Wyszli. Można się zbierać. Druga w nocy.
Ech..i na drugi nocny autobus nie ma co liczyć.
Jeszcze zdążymy z chłopakami piwko wypić na przystanku. Cala nasza radość z życia!
.
Odbijamy kartę jak na kopalni. Idziemy do szatni.
Prysznic nieczynny, zastawiony. Przecieramy się wilgotnymi chusteczkami.
Koszula i do domu.
.
Po drodze mijamy zgarbionego managera sali zliczającego skręty z fiskala i terminali kart. Chłopina posiedzi do trzeciej jak nic.
No dobrze teraz szybko do domu, spać bo rano znów tutaj na 10.00.
.
Wchodzimy po cichu do przedpokoju.. wszyscy już śpią. Nie pożartujemy przy kolacji jak to w rodzinach bywa a na wspólne śniadanie nas nie obudzą bo będzie im nas żal..
Kucharz – jedno proste słowo… zwykły prosty fach.

O autorze:
Maciej Rogowski – od 31 lat aktywnie w gastronomii, rekruter profesjonalistów na rynku HoReCa, były dyrektor hoteli, szef kuchni, Food & Beverage manager. Szkoleniowiec. Właściciel Berio Consulting / FB @berioconsulting

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj
This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.