Koncept o(d)porny na kryzys

0
1749
Fot.: materiały Krzysztof Kaliciński

Jeżeli wierzyć temu, co widać w mediach, mniej więcej tyle samo lokali zamyka się co otwiera. Wymiana konceptów jakby kryzysu nie było. I choć najgłośniej słychać o tych co upadają, są tacy, którzy trzymają się nieźle lub stabilnie trwają. I nadal są chętni, żeby otwierać lokale.

Kryzys, oszczędzamy, a więc można by pomyśleć, że lepiej mają się Ci, co mają taniej. Jak zwykle głównym „wygranym” jest McDonald’s, bo to fast food, a więc tanio. Ale… burger Drwala to 26,80 bez zestawu – to porównywalny wartość obiadu w restauracji. Nie ma tanio, ale za to jest strategia, bo hamburger to nadal 6.90 i to on „trzyma” wrażenie taniości.

W kryzysie Klienci zwracają się do tego co pewne, co znają, co jest powtarzalne i czemu ufają i pomimo tego, że zaczęli oszczędzać nadal są w stanie wydać. Tylko nie tak często i nie u każdego.

Wśród lokali, które się otwierają niepokojące jest to, że nie widać odrobionej lekcji po pandemii. Brak modelu biznesowego, rachunku zysków i strat, planu i strategii. Ponadto branża dała się zwieść sezonowi letniemu. Z odbicia po lockdawn’ach na wiosnę wrócili Klienci, do tego doszła konieczności częstych powyżej cen i w nagłówkach prasowych zaczęły pojawiać się informacje, że sprzedaż dla wielu firm jest lepsza niż rok wcześniej.

Problem jednak nie polega na tym, że sprzedaż wzrosła głównie z powodu podwyżek tylko na tym, że Klienci zaczęli rezygnować częściej z wydatków na gastronomię, a więc zaczęło ubywać transakcji. I pomimo wzrostu sprzedaży, statki zaczęły nabierać wody. Dodatkowo ta większa sprzedaż została „zjedzona” przez inflację i koszty energii.

Nawet takie generatory ruchu jak food hall nie gwarantują sukcesu. W wielu warszawskich widać zamkniętego lokale i trwającą wymianę najemców. I nie winiłbym za to kryzys.

Formaty gastronomiczne bardzo wyraźnie ewoluują w kierunku klasycznego retail czy convenience: zamawiam – odbieram – wychodzę. To jest inne, nowe doświadczenie gastronomiczne, którego chce Klient, zwłaszcza ten młodszy. I nie tylko ten młodszy. 3 ostatnie lata nauczyły wszyskich zamawiać i uprościć sposób korzystania z gastronomii. Ma być prosto i szybko, jak w Żabce.

Czy to oznacza koniec formatów fine dining lub podobnych z rozwiniętym i bogatszym doświadczeniem gastronomicznym? Absolutnie nie. Jest Klient, który tego potrzebuje i nadal zechce za to zapłacić.

Bez wątpienia formaty odporniejsze na kryzys to fast food i fast casual, czyli zamawiam i sam odbieram lub zamawiam i ktoś doniesie, Rezygnacja z dodatkowej obsługi kelnerskiej oraz prostszy technologicznie produkt.

Napewno w lepszej sytuacji są formaty sushi czy „sałatkowe”, gdzie proces technologiczny jest prostszy i zużycie energii znacznie mniejsze.

Wszelka automatyzacja produkcji jest niezbędna lub outsourcing gotowych produktów lub półproduktów. Głównie w celu ograniczenia potrzebnych etatów, o które trudno. To jest niezwykle istotne w kwestii jakości, którą trudniej utrzymać przy brakach personelu, który szybko rotuje.

Nowo otwierane koncepty potrzebują wiedzy i wsparcia w projektowaniu procesów technologicznych, gdzie ergonomia i proste rozwiązania są kluczowe. Tego samego wymaga projektowanie samej oferty.

To nie jest czas dla samouków, prób i zbierania doświadczeń, bo zwyczajnie nie ma na to czasu.

Autor:
Krzysztof Kaliciński

Pomagam właścicielom i start-up’om gastronomicznych zdobyć wiedzę, narzędzia, kontrolę i bezpieczny rozwój biznesu.

www.blackboard-consulting.pl
INSTA: @black_board_consulting
LinkedIn: Krzysztof Kaliciński

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj
This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.