W piątek ogłoszono luzowanie obostrzeń epidemicznych. Zmiany dotyczą działalności hoteli, teatrów, kin, basenów czy wydarzeń sportowych. Niestety zapomniano o gastronomii, która powoli umiera. Pozwy przeciwko skarbowi Państwa w tej sytuacji będą prawdopodobnie coraz liczniejsze. Jednak dla gastronomii pojawiła się pewna szansa.
Gdy 5 lutego wszyscy czekali na godzinę 11:00 i konferencję premiera Mateusza Morawieckiego, spodziewaliśmy się ogłoszenia korzystnych dla przedsiębiorców informacji dotyczących luzowania obostrzeń. Powody do radości niewątpliwie ma branża hotelarska, choć to też tylko pozorne, ponieważ zmiany będą odczuwalne tylko przez część tego rynku, tj. obiekty resortowe, zlokalizowane w górach, czy też obiekty typu spa i wellness. Olbrzymia część tej branży, w postali hoteli miejskich, biznesowych i konferencyjnych, nadal mocno krwawi i dla nich program naprawczy będzie wymagał finansowania na wiele miesięcy, nawet po całkowitym zniesieniu obostrzeń.
O gastronomii zupełnie zapomniano, a w zasadzie podtrzymano dotychczasowe wytyczne. Nawet otwarte hotele mogą serwować posiłki jedynie w wersji room service. Co zatem dalej z naszą rodzimą gastronomią? Czy w końcu doczeka się możliwości otworzenia sal restauracyjnych? Restauratorka i szefowa kuchni zarazem, Iwona Niemczewska, skomentowała piątkową konferencję premiera dla Gazety Wyborczej:
„Czy mamy już skakać do Odry, czy jeszcze poczekać? To pytanie zadałyśmy sobie w piątek z koleżanką z pracy po tym, jak dowiedziałyśmy się, że restauracje nadal będą zamknięte. Nie spodziewałam się, że rząd w piątek zapowie otwarcie restauracji, bo zbyt wiele było sygnałów płynących i od ministrów, i od lekarzy epidemiologów. Także na podstawie tego, co się dzieje w innych krajach Europy, trudno było mi zakładać, że restauracje będą „odmrożone” w pierwszej kolejności. Nie mnie też oceniać, czy ograniczenia dotyczące gastronomii mają sens, czy nie. Natomiast nie mogę się pogodzić z tym, że rząd zabrania mi prowadzenia działalności gospodarczej, a system wsparcia konstruuje w oparciu o obraz „idealnego świata”, w którym nie ma miejsca na indywidualne, odbiegające od obrazu tego idealnego świata przypadki. Jest nie do zaakceptowania, że ktoś, kto otworzył restaurację w styczniu 2020, jest tej pomocy pozbawiony, bo ktoś w rządzie zbudował system kwalifikujący do pomocy w oparciu o założenie, że nie dotyczy on restauracji otwieranych po listopadzie 2019. Nie jest do zaakceptowania sytuacja, że numer PKD, który – przypomnijmy – jest używany do celów statystycznych, nagle staje się głównym kryterium przyznawania pomocy i to tylko wtedy, gdy jest umieszczony w rubryce działalność dominująca, bo już gdy znajduje się w rubryce prowadzona działalność, to z systemu wsparcia wyklucza.„
Czy gastronomia może liczyć na bardziej optymistyczne informacje w najbliższym czasie? Wszystko wskazuje na to, że jest taka szansa. Doradca premiera powiedział bowiem, że jest za otwarciem restauracji w reżimie sanitarnym, ale już nie popiera otwierania pubów, klubów czy dyskotek. Prof. Robert Flisiak, ekspert Rady Medycznej przy premierze powiedział Radiu Zet:
„Nie jestem przeciwny otwieraniu restauracji w reżimie sanitarnym, natomiast jestem przeciwny otwieraniu pubów i innych miejsc, gdzie trudno jest kontrolować ruch osób i zachowanie zasad sanitarnych. Restauracje, zaznaczam, że chodzi o restauracje, przy pewnych obostrzeniach mogłyby już stopniowo być otwierane„
Przypomnijmy, że wszystkie zmiany jakie będą obowiązywały od 12 lutego, są warunkowymi, tzn. że mogą być cofnięte po dwóch tygodniach jeśli okaże się, że wymaga tego sytuacja epidemiczna. Zatem jeśli na koniec lutego zmiany zostaną utrzymane, jest szansa, że wprowadzone będą także nowe regulacje dotyczące działalności restauracji w odniesieniu do przyjmowania gości na miejscu.
Przy okazji warto dodać, że branża gastronomiczna zorganizowała pozew zbiorowy przeciwko Skarbowi Państwa, który koordynuje Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej. Przedłużające się restrykcje będą na pewno skłaniały coraz większą ilość przedsiębiorców do składania spraw w sądzie. Dziś, jak informują władze IGGP, swoją chęć przystąpienia do pozwu wyraziło ponad 100 restauratorów, a ich liczba stale rośnie. Oczekuje się, że finalnie roszczenia w stosunku do Skarbu Państwa wystosuje kilkuset przedsiębiorców z branży gastronomicznej. Nie możemy zapominać, że podobne pozwy przygotowała branża hotelarska oraz fitness.